Przez resztę wakacji całe dnie spędzałam z Cullenami. To znaczy tylko z Edwardem, ale pomińmy to. Przez te kilka tygodni nadrobiliśmy ten czas kiedy go nie było ale nawet i więcej. Codziennie rano (czyt. 5:00) zabierał mnie na jogging i ćwiczenia, mówiąc, że takiej sylwetki nie można stracić i nie wiem jakim cudem zgodziłam się na to, żeby tak jak dawniej pilnował mojej diety i wogóle. Dzisiaj jest pierwszy dzień kiedy idę do liceum. Nie to żebym się bała, ale stresuję się. Może i mam moją paczkę ale... Przed chwilą zadzwonił mój budzik informując, że jest 5:00. Szybko wstałam z łózka i ubrałam się w strój sportowy składający się z obcisłej koszulki i spodenek. Weszłam jeszcze na chwilę, żeby umyś zęby i związać włosy. Kiedy to zrobiłam, usłyszałam dzwonek do do drzwi. Ten to ma wyczucie czasu. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi...
-Witam moją przyjaciółkę.- uśmiechnął się do mnie. Co ja również odwzajemniłam,
-Ale czekaj, czekaj... Gdzie ta twoja przyjaciółka? Chcę ją poznać!
-Ty ją bardzo dobrze znasz. A właśnie jadłaś już śniadanie?
-Nie zdążyłam, bo ty jak zawsze musisz być punktualny. Wchodź, a ja przygotuję śniadanie.-powiedziałam po czym skierowałam się do kuchni. Wyjęłam potrzebne mi rzeczy, czyli miskę, musli i mleko. Tak bardzo pożywne śniadanie. Oczywiście dla mojego przyjaciela też zrobiłam. Postawiłam przygotowany posiłek usiadłam przed Edwardem.
-A skąd masz pewność, że jestem głodny?
-Bo cię znam? Ty zawsze esteś głodny. I nie masz wyjścia bo już ci przygotowałam śniadanie. Proste? Proste. A teraz jedz, bo musimy iść na trening.
-Od kiedy ci tak śpieszno na trening? Jeszcze dwa dni temu przekonywałaś mnie, żeby z tym skończyć.
-Ale.. A dobra, jedz i nie gadaj.- Resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Wyszliśmy z domu, aby zacząć trening. Składał się on z krótkiej rozgrzewki, i później biegaliśmy po parku to po lesie. Zależy od pogody. Po godzinie skońćzyliśmy. Jestem taka zmęczona. A jeszcze za 2 godziny mam rozpoczęcie roku... O cholera! Szkoła!
-Edładr?
-Edłard? Od kiedy ja się tak nazywam?
-Od dziś. Przepraszam, ale muszę sie z tobą pożegnać. Wies niedługo rozpoczęcie roku i ten no...
-Dobra, dobra wiem o co chodzi. Przyjadę po ciiebię o 8. Do zobaczenia.
-Pa!- krzyknęłam i weszłam do domu. Wzięłam do ręki telefon i szybko zadzwoniłam do Alice, bo to ona miała mi pomagać w wyszykowaniu się.
-Witam moją przyjaciółkę.- uśmiechnął się do mnie. Co ja również odwzajemniłam,
-Ale czekaj, czekaj... Gdzie ta twoja przyjaciółka? Chcę ją poznać!
-Ty ją bardzo dobrze znasz. A właśnie jadłaś już śniadanie?
-Nie zdążyłam, bo ty jak zawsze musisz być punktualny. Wchodź, a ja przygotuję śniadanie.-powiedziałam po czym skierowałam się do kuchni. Wyjęłam potrzebne mi rzeczy, czyli miskę, musli i mleko. Tak bardzo pożywne śniadanie. Oczywiście dla mojego przyjaciela też zrobiłam. Postawiłam przygotowany posiłek usiadłam przed Edwardem.
-A skąd masz pewność, że jestem głodny?
-Bo cię znam? Ty zawsze esteś głodny. I nie masz wyjścia bo już ci przygotowałam śniadanie. Proste? Proste. A teraz jedz, bo musimy iść na trening.
-Od kiedy ci tak śpieszno na trening? Jeszcze dwa dni temu przekonywałaś mnie, żeby z tym skończyć.
-Ale.. A dobra, jedz i nie gadaj.- Resztę posiłku zjedliśmy w ciszy. Wyszliśmy z domu, aby zacząć trening. Składał się on z krótkiej rozgrzewki, i później biegaliśmy po parku to po lesie. Zależy od pogody. Po godzinie skońćzyliśmy. Jestem taka zmęczona. A jeszcze za 2 godziny mam rozpoczęcie roku... O cholera! Szkoła!
-Edładr?
-Edłard? Od kiedy ja się tak nazywam?
-Od dziś. Przepraszam, ale muszę sie z tobą pożegnać. Wies niedługo rozpoczęcie roku i ten no...
-Dobra, dobra wiem o co chodzi. Przyjadę po ciiebię o 8. Do zobaczenia.
-Pa!- krzyknęłam i weszłam do domu. Wzięłam do ręki telefon i szybko zadzwoniłam do Alice, bo to ona miała mi pomagać w wyszykowaniu się.
Ja: Alice? Halo?
Alice: Bella? Coś się stało?
Ja:A ty wiesz, że tak? Wydaje mi się, że miałaś mi pomóc w wyszykowaniu się do szkoły.
Alice: O cholera! Będę z Rose za 5 minut.
Rozłączyła się.Wbiegłam szybko do pokoju biorąc bieliznę i pierwsze lepsze ubrania, bo Alice uparła się, że to ona wybierze mi ciuchy. Poszłam do łazienki i umyłam się. Włosy wysuszyłam suszarką bo tym i makijażem ma się zająć Rose. Uwielbiam je za to. Nawet jeśli mają swoje sprawy to mi pomogą. Gdy już byłam gotowa (w miarę możliwości) wyszłam z łazienki i poszłam do salonu, pooglądać telewizję. Lecz gdy schodziłam zadzwonił dzwonek. One to mają wyczucie czasu. Spojrzałam przez wizjer. Nie to nie napewno nie one, chyba, że jakaś magiczna moc zamięniła je w bukiet czerwonych róż. Otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry. Isabella Swan?
-Tak to ja.
-A więć pięne kwiaty dla pięknej pani.- kurier czy nie wiem kim on był, nie wyglądał na starszego ode mnie.Miał brążowe włosy i czekoladowe oczy- A tak poza tym Nikodem jestem. I to dla ciebie.-powiedział podając mi kwiaty.
-No więc.. Wiesz jak się nazywam. To ten.. Ile płacę?
-19.99 plus spotkanie.
-Proszę, a ze spotkaniem to nie wiem. Skąd mam wiedzieć, że mnie nie porwiesz?
-Gdybym, chciał cię porwać to już byś była związana czy coś.
-No dobra, dobra. To kiedy?
-Dzisiaj? o 18 w McDonaldzie?
-Hmm.. Pasuje mi. To do zobaczenia?
-Pa.- powiedział i zamknęłam drzwi. Wzięłam wazon z kuchni i nalałam do niego wody, wstawiłam do niego róże.
-Bella!- wbiegły dziewczyny.- Co to był za chłopak?
-To był Nikodem. Przyniósł mi te oto kwiaty- powiedziałam i wskazałam na kwiaty. Pomyślałam, że w środku, może być karteczka. I była jednak na niej była tylko literka E. Pewnie Edward to wysłał. Tak to pewnie on, muszę mu podziekować za to, ale to później.
-Dobra Bello. Musimy się tobą zająć. Idziemy do twojego pokoju i szykujemy cię, Szybko.- ponagliła nas. Nie chciałyśmy się już z nią kłócić bo miała rację. Szybko weszłyśmy do mojej komnaty- bo tak nazywałam swój pokój, Usiadłam i czekałam na polecenia, a dziewczyny szykowały wszystkie potrzebne rzeczy.
-Bella. Jak ty moesz takie coś nosić? I to? Naprawdę? Musimy się wybrać na zakupy. I to porządne.- Mówiła jak najętna Alice wyrzycając moje ubrania z szafy. Po około 5 minutach wybrała mi czarną rozkloszowaną sukienkę, do tego kilkucentymetrowe szpilki i mała torebka. Szybko przebrałam się w sukienkę (przebierałam się przy dziewcynach bo wiecie przyjaciółki i te takie inne).
-Wyglądasz ślicznie- piesnęła Rose. A teraz siadaj, trzeba cię uczesać. Pomyślałam, żeby twoje włosy spiąć w kucyk i dwa pasemka przy twarzy zostawić. A co do makijażu, to bedzię delikatny.
-A rób co chcesz, wiesz, że się na tym nie znam.- zaśmiałam się i usiadłam na krześle. Po 30 minutach byłam całkowicie gotowa. Popattrzyłam sie na dziewczyny.
-Dziękuję wam dziewczyny. Co ja bez was bym zrobiła? Ale takie małe pytanko... Gdzie są wasze sukienki?
-Rose miała wziąć.
-Jak to ja miałam wziąć?! Myślałam, że ty je weźmiesz,
-No to fajnie, Musimy jechać. A ty Bello nie zaplam sukienki, nie zepsuj makijażu i fryzury. Po prostu uważaj.
-Tak tak zapamiętam. Mam ci przypomnieć, że byłam w drużynie siatkarskiej. Więc nie jestem niezdarą. A teraz już idźcie bo się spóźnicie.- dosłownie wypchnęłam je z pokoju. Wzięłam telefon i sprawdziłam godzinę, Zostało mi około 30 minut na dojazd do nowej szkoły, Edward już powinien tu być, chyba, że chce chce żebyśmy byli spóźnieni. Sprawdziłąm jeszze twittera, facebooka i inne portale społeznościowe. Zostało 10 minut. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To Edward. Nareszcie. Szybko wzięłam torebkę i telefon i zbiegłam po schodach. Tak to on. Stał w progu i opierał sie o ramę drzwi z tym swoim uśmiechem.
-Nareszcie! Chcesz, żebyśmy się spóźnili?
-Wow... Wyglądasz naprawdę ładnie.
-Komplementy zostaw na później, a teraz jedziemy.- wypchnęłam go z domu abym mogła zamknąć drzwi na klucz. Po wykonaniu tej czynności wsiadłam do samochodu Edwarda i ruszyliśmy.
Alice: Bella? Coś się stało?
Ja:A ty wiesz, że tak? Wydaje mi się, że miałaś mi pomóc w wyszykowaniu się do szkoły.
Alice: O cholera! Będę z Rose za 5 minut.
Rozłączyła się.Wbiegłam szybko do pokoju biorąc bieliznę i pierwsze lepsze ubrania, bo Alice uparła się, że to ona wybierze mi ciuchy. Poszłam do łazienki i umyłam się. Włosy wysuszyłam suszarką bo tym i makijażem ma się zająć Rose. Uwielbiam je za to. Nawet jeśli mają swoje sprawy to mi pomogą. Gdy już byłam gotowa (w miarę możliwości) wyszłam z łazienki i poszłam do salonu, pooglądać telewizję. Lecz gdy schodziłam zadzwonił dzwonek. One to mają wyczucie czasu. Spojrzałam przez wizjer. Nie to nie napewno nie one, chyba, że jakaś magiczna moc zamięniła je w bukiet czerwonych róż. Otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry. Isabella Swan?
-Tak to ja.
-A więć pięne kwiaty dla pięknej pani.- kurier czy nie wiem kim on był, nie wyglądał na starszego ode mnie.Miał brążowe włosy i czekoladowe oczy- A tak poza tym Nikodem jestem. I to dla ciebie.-powiedział podając mi kwiaty.
-No więc.. Wiesz jak się nazywam. To ten.. Ile płacę?
-19.99 plus spotkanie.
-Proszę, a ze spotkaniem to nie wiem. Skąd mam wiedzieć, że mnie nie porwiesz?
-Gdybym, chciał cię porwać to już byś była związana czy coś.
-No dobra, dobra. To kiedy?
-Dzisiaj? o 18 w McDonaldzie?
-Hmm.. Pasuje mi. To do zobaczenia?
-Pa.- powiedział i zamknęłam drzwi. Wzięłam wazon z kuchni i nalałam do niego wody, wstawiłam do niego róże.
-Bella!- wbiegły dziewczyny.- Co to był za chłopak?
-To był Nikodem. Przyniósł mi te oto kwiaty- powiedziałam i wskazałam na kwiaty. Pomyślałam, że w środku, może być karteczka. I była jednak na niej była tylko literka E. Pewnie Edward to wysłał. Tak to pewnie on, muszę mu podziekować za to, ale to później.
-Dobra Bello. Musimy się tobą zająć. Idziemy do twojego pokoju i szykujemy cię, Szybko.- ponagliła nas. Nie chciałyśmy się już z nią kłócić bo miała rację. Szybko weszłyśmy do mojej komnaty- bo tak nazywałam swój pokój, Usiadłam i czekałam na polecenia, a dziewczyny szykowały wszystkie potrzebne rzeczy.
-Bella. Jak ty moesz takie coś nosić? I to? Naprawdę? Musimy się wybrać na zakupy. I to porządne.- Mówiła jak najętna Alice wyrzycając moje ubrania z szafy. Po około 5 minutach wybrała mi czarną rozkloszowaną sukienkę, do tego kilkucentymetrowe szpilki i mała torebka. Szybko przebrałam się w sukienkę (przebierałam się przy dziewcynach bo wiecie przyjaciółki i te takie inne).
-Wyglądasz ślicznie- piesnęła Rose. A teraz siadaj, trzeba cię uczesać. Pomyślałam, żeby twoje włosy spiąć w kucyk i dwa pasemka przy twarzy zostawić. A co do makijażu, to bedzię delikatny.
-A rób co chcesz, wiesz, że się na tym nie znam.- zaśmiałam się i usiadłam na krześle. Po 30 minutach byłam całkowicie gotowa. Popattrzyłam sie na dziewczyny.
-Dziękuję wam dziewczyny. Co ja bez was bym zrobiła? Ale takie małe pytanko... Gdzie są wasze sukienki?
-Rose miała wziąć.
-Jak to ja miałam wziąć?! Myślałam, że ty je weźmiesz,
-No to fajnie, Musimy jechać. A ty Bello nie zaplam sukienki, nie zepsuj makijażu i fryzury. Po prostu uważaj.
-Tak tak zapamiętam. Mam ci przypomnieć, że byłam w drużynie siatkarskiej. Więc nie jestem niezdarą. A teraz już idźcie bo się spóźnicie.- dosłownie wypchnęłam je z pokoju. Wzięłam telefon i sprawdziłam godzinę, Zostało mi około 30 minut na dojazd do nowej szkoły, Edward już powinien tu być, chyba, że chce chce żebyśmy byli spóźnieni. Sprawdziłąm jeszze twittera, facebooka i inne portale społeznościowe. Zostało 10 minut. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To Edward. Nareszcie. Szybko wzięłam torebkę i telefon i zbiegłam po schodach. Tak to on. Stał w progu i opierał sie o ramę drzwi z tym swoim uśmiechem.
-Nareszcie! Chcesz, żebyśmy się spóźnili?
-Wow... Wyglądasz naprawdę ładnie.
-Komplementy zostaw na później, a teraz jedziemy.- wypchnęłam go z domu abym mogła zamknąć drzwi na klucz. Po wykonaniu tej czynności wsiadłam do samochodu Edwarda i ruszyliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz